Tu stoi chłop z siekierą, bo to nie jest elegancka bijatyka dla chłopców. W naszym histogramie miewamy onirycznych chłopców lub dziarskich chamów. Siła zawsze zwycięża. To się może nie podobać, ale tak jest i tak będzie. Cham to nie pan, ale nie daj Bóg jeśli cham na Pana się wkurzy. Więc siła zawsze zwycięża i na wieki wieków.
Słowiańskość duszy czy tam konstrukcji mentalnej, wyraża się w przedziwnych miksturach. Łączy szaleństwo z romantyzmem i smutkiem, odwagę z bezmyślnością, gniew z czcią.
Demony naszej słowiańskości są jak atomy, a ich istnienia nie można zanegować. I tak, jeden słowiański atom naparza się z drugim, a wszystko w jednym slvaicznym organizmie. Naparzać się musi bo taka jest jego właściwość i energia. Sensu to nie musi mieć, a przynajmniej pozornie.
Sprzeczność to jedność, czyli Słowianie
Sam termin jest niejednoznaczny, wielokrotnie interpretowany, ale…
- słowo z praindoeuropejskiego *ḱlew- (słuch, sława)
- Sklavenoi (niewolnicy)
- Swój
- Slova (błoto)
por. https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82owianie#Etymologia_nazwy
Oczywiście nie mogę wchodzić w polemikę naukową bo gdzież mi. Te podstawowe terminy podpowiadają mi tyle, że wszystkie są słuszne i pasują do „słowiańskiej duszy demonicznej”.
Posłuch – pewnie wynika z krewkości władców tych na początku przynajmniej. Mocny Słowianin to ten, który słyszany być chce… bo gdyby nie to siekiera (patrz wyżej). W każdym razie bardzo chcielibyśmy być słyszalni. Przeważnie się nie udaje. Ale próbować trzeba…
Niewolnicy. Tu tę teorię się kwestionuje bo łacina jedna wyparła drugą i ten niewolnik to nie niewolnik tylko slavus – czyli chłop. Trochę taka insynuacja średniowieczna może boleć? Mimo wszystko. Niemcy tak nas dalej interpretują. Ale ileż razy my Polacy popadaliśmy właśnie w niewolę? I z głupoty, i z próżności, bo mieliśmy pecha?
Wszystkie wielkie zwycięstwa i jeszcze większą dumę zawdzięczamy wyzwoleniu się z niewoli. Tak jest. Tu znów wyszedł ten zarośnięty dziad z siekierą i wyrąbał drogę i granicę.
Zawsze będziemy chcieć być wolnymi i co jakiś czas tę wolność stracimy. Bo to już jest wpisane w to kim jesteśmy.
Swój. Swój to nasz. Nasz on jest! Od nas, z nami. I to jest kolejna wielka cecha – wyraźna jak zmarszczka gniewu na czole chłopa. Swojskość ma wielką spoistość i smak. Swój nas łączy w naszym podzieleniu. To co jest sprzeczne, jest też tak samo spójne. Dla nas nie ma w tym nic dziwnego, a obcy nawet po wiadrze podlaskiego samogonu nic nie zrozumieją.
I to jest piękne – nasze niezrozumienie i sprzeczności. Tylko to smucenie się, że nas właściwie nikt nie kuma. To zbędne. I jakieś takie…
Błoto. Oczywiście chodziło o to, że na takich terenach zamieszkiwano. Z błota wyłaniamy się jak potwory. Błoto jest podwaliną naszej egzystencji. Tak nam przypadło i koniec. Ani źle, ani dobrze. Wstydzimy się tych butów brudnych. I wstyd jest dalszym słowiańskim spoiwem. Nie lubimy się. Szkoda? Można tak zapytać. Ale tak samo można żałować czegokolwiek. Niepotrzebnie.
Zawsze będziemy tacy
Skąd ta bezczelna myśl? Z mojej słowiańskiej duszy. Absolutnie jestem każdym rodzajem uwięzionego w mojej duszy demonem. I wiem, że to co wydaje się dziwne, dla mnie i dla nas jest oczywiste. Dla mnie nikt nie musi rozumieć bigosu. Dla mnie on zawsze pozostanie potrawą cudną, pomieszaną i wykraczającą poza reguły.
Bigos się odgrzewa, a każde danie odgrzewane to grzech i niesmaczność. Ale… nie słowiański bigos. W nim jest wszystko: niewola, błoto, brzydota, smak i zapach wolności. I szaleństwo.